środa, 16 maja 2012

Piwne smaki…

Niedziela, mimo że deszczowa i chłodna, zapowiadała się ciekawie. Jakiś czas temu poszukałam informację o II Festiwalu Piwa w Szreniawie – imprezie odbywającej się w parku muzealnym dotyczącej piwowarstwa. Jako że kulinaria interesują mnie mocno, tematyka około kulinarna też jest mi bliska, a piwo jak najbardziej wchodzi w jej obszar. Lubię te, które są wyraźnie gorzkie, ale zdarza mi się wybierać ten trunek jako dodatek do przyrządzania dań, np. golonek w piwie czarnym. W planach natomiast są żeberka w piwie wiśniowym. I rzeczywiście można było poznać: tradycje spożywania piwa w Polsce dawniej i dziś, sposoby jego warzenia – także domowe oraz zapoznać się z ofertą lokalnych, małych browarów i spróbować piw z innych krajów.



Ciekawe było również stanowisko, w obrębie którego prezentowano lecznicze właściwości piwa i podawano konkretne receptury, np. na szampony, maseczki, kremy czy okłady do włosów.




 A że piciu piwa towarzyszy zwiększony apetyt, można było najeść się do syta pierogami, szaszłykami i co najważniejsze daniami zawierającymi piwo.




Receptury nie były tajemnicą stąd też pozwoliłam sobie kilka skopiować na użytek bloga i domowej kuchni.



I to, co lubię, oczywiście też było. Co? Wędzarnia, w której przygotowywano staropolskie wędliny oraz pieczenie chleba.






Do tych wszystkich atrakcji dołączyły jeszcze punkty z rękodziełem, gdzie można było nacieszyć oko, a także zakupić co ładniejsze przedmioty.




A w samym muzeum cudne naczynia.





 I choć pogoda nie sprzyjała spędzaniu czasu na świeżym powietrzu, to wszystkie te atrakcje spowodowały, że nie żałowałam popsutej przez deszcz i kaptur fryzury oraz lekkiego wychłodzenia. Czekam na III – przyszłoroczny Festiwal Piwa  w Szreniawie.

poniedziałek, 7 maja 2012

Wspólne pasje i wspólne tematy…

Już kiedyś rozpatrywałam kwestię przyjaźni i rozmów. Teraz jednak chcę rozwinąć myśl. To, że w gronie najbliższych moich przyjaciół nie ma kobiet już nikogo nie dziwi, przyzwyczaili się wszyscy, a i mi jest z tym dobrze. Są jednak wśród znajomych ci, z którymi rozmawia nam się lepiej i tacy, z  którymi nieco gorzej. Tak więc podstawą najlepszej rozmowy są wspólne pasje i co za tym idzie wspólne tematy. Tak jest z Tobą Drogi Przyjacielu. Gotowanie i dobra kuchnia jest jednym z ciekawszych tematów, które poruszamy i wcale nie dlatego, że nie mamy innych. Ten jednak najlepiej nam pasuje. I tak uwielbiam te momenty, kiedy rozpatrujemy kwestie wędzenia na drzewie wiśniowym lub czereśniowym, palonego jałowca i wyobrażanie sobie tego zapachu. Sadzonki pomidorów – jak najbardziej temat godny uwagi, kiedy posadzić, jakie odmiany i do czego wybrać poszczególne gatunki. Gdzie kupić najlepsze ryby? Tylko Ty mogłeś wpaść na pomysł znalezienia, jak mawiasz, znajomego rybaka. Problem przyrządzania mięs – to niezwykle ważna kwestia właśnie teraz, kiedy zaczął się sezon grillowy. Chleb? Oczywiście domowy, świeżo pieczony, żytni z pomidorem z własnego ogrodu i ten Twój pomysł, że najlepiej znaleźć jeszcze dobrej jakości owczy ser do tego. To dla mnie woda na młyn i zaraz za tym proponuję owcze sery od Rusłana, najlepsze, jakie jadłam. I tak bez końca. Czy się nie nudzi? Nigdy w życiu, bo przecież dobra przyjaźń to wspólne pasje i wspólne tematy. A do tych wspaniałych wędzonych specjałów, ogrodowych rarytasów, pieczonych mięsiw proponuję czosnkowe bułki z tymiankiem.


Przepis nie jest mój, bo piekarzem jestem raczej odtwórczym, ale po raz kolejny chwyciłam za kwietniowy numer Kuchni i właśnie tam poszukałam kolejną rewelacyjną recepturę.
Bułki czosnkowe


45dag maki pszennej
2 łyżeczki soli
2dag świeżych drożdży
0,5 łyżeczki cukru
3 ząbki czosnku
350ml mleka
2 gałązki tymianku – można zastąpić 1 kopiastą łyżeczką suszonego
2 łyżki oliwy z oliwek
1 jajko
1 żółtko
3 łyżki mleka
gruboziarnista sól morska


Mąkę przesiewamy do miski, dodajemy sól. Mleko zagotowujemy z posiekanym drobno czosnkiem i tymiankiem. Studzimy do temperatury pokojowej. Do miseczki wkruszamy drożdże, posypujemy je cukrem, dodajemy łyżkę maki i dolewamy kilka łyżek ciepłego mleka, mieszamy i odstawiamy do wyrośnięcia. Następnie do mąki z solą dodajemy rozczyn, 1 jajko, oliwę z oliwek i resztę mleka. Dokładnie wyrabiamy ciasto. Aż zacznie odchodzić od ścian miski (można robotem). Przykrywamy miskę i odstawiamy do wyrośnięcia na około godzinę. Po tym czasie dzielimy ciasto na porcje (10-12 w zależności jak duże bułki chcemy mieć) i formujemy bułki. Każdą smarujemy rozmąconym z mlekiem żółtkiem i posypujemy kilkoma ziarnami soli. Znowu odstawiamy do wyrośnięcia – około 30 minut. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 220 stopni, na dno piekarnika wstawiamy naczynie z wodą, by podczas pieczenia tworzyła się para. Czas pieczenia – 20-25 minut.

sobota, 5 maja 2012

Radość z gadżetów…

Chyba jak większość kobiet uwielbiam  zakupy. Choć nie oznacza to, że kupuję niesamowite ilości ciuchów i kosmetyków. Tych produktów powiedziałabym, że nabywam z rozsądkiem. Znacznie bardziej wolę spędzać czas w księgarniach czy salonach prasowych albo sklepach z asortymentem kuchennym – tych tradycyjnych i internetowych. Jeśli księgarnie, to oczywiście publikacje kulinarne, ale także literatura fantastyczna bądź obyczajowa ze wskazaniem na biografie. Natomiast w tych drugich oglądam, nazywane przeze mnie, kuchenne gadżety. Stąd też w moim posiadaniu jest shaker  Jamiego O., łyżeczka do robienia owocowych kuleczek, kolorowa szklarnia do przechowywania warzyw i owoców. Znalazłoby się wiele jeszcze innych przedmiotów, których nie będę tu wymieniać. Wynikiem ostatniego szaleństwa zakupowego było nabycie maszyny do lodów, pojemnika do próżniowego przechowywania produktów, suszarki do sałaty oraz igły do mięsa z kolorowymi silikonowymi zakończeniami. Przypominają lizaki, a kolory kojarzą mi się z dobrym humorem. No i po prostu ładnie wyglądają. Oczywiście od razu znalazłam sposób ich wykorzystania w bardzo kolorowym daniu.
Mini szaszłyki drobiowe


1 pojedyncza pierś kurczaka
pół żółtej papryki
1,5 cebuli czerwonej
2 ząbki czosnku
Marynata:
2 łyżki keczupu
1 płaska łyżka musztardy francuskiej
2 łyżki sosu sojowego
3 łyżki oliwy z oliwek
czarny pieprz świeżo mielony
pół łyżeczki papryki wędzonej
Łączymy wszystkie składniki marynaty i wkładamy do niej całą pierś kurczaka, przykrywamy folią spożywczą i zostawiamy na noc w lodówce.


Następnego dnia kroimy mięso na kawałki. Paprykę kroimy na duże kostki, cebulę i czosnek na plasterki. Przekładamy na igłach mięso naprzemiennie z pokrojonymi warzywami. Szaszłyki pieczemy na grillu około 10 minut, często obracając mięso.


Uważamy, aby zanadto nie przypiec mięsa, bo papryka z marynaty skarmelizuje się i przybierze gorzki smak.

piątek, 4 maja 2012

Szparagi i już…

Nie jest tajemnicą, że uwielbiam szparagi i z utęsknieniem czekam, kiedy zacznie się sezon. Nie zrażają mnie ceny w jego początkowej fazie, bo chcę wykorzystać go maksymalnie. Najłatwiej zrobić z  nich zupę, o której kiedyś już pisałam. Można również po prostu ugotować je i podać polane masłem  z bułką tartą. Te dwie wersje są chyba najbardziej  znane i klasyczne. Jednak ile można jeść to samo? Zdąży się nam znudzić, choćby wziąć pod uwagę krótki czas trwania sezonu szparagowego. Stąd też pomyślałam o zrobieniu sałatki z białymi szparagami w nieco włoskiej wersji.


Warzywo to jest delikatne w smaku i można go trochę podkręcić kaparami oraz dodatkiem w postaci pesto rosso. Nie zdecyduję się raczej na grillowanie, bo i po co skoro minimalna obróbka cieplna szparagom wystarczy. A efekt blanszowania bardzo mi przypadł do gustu. Szparagi zachowały swój smak, ale co najważniejsze były chrupiące i sprężyste.
Sezonowa sałatka ze szparagami


pęczek białych szparagów
0,5 papryki żółtej
1 papryka pomarańczowa
2 pomidory
0,5 czerwonej cebuli
garść czarnych oliwek
1 łyżka kaparów (świetnie zastępują sól)
2 czubate łyżeczki pesto Rosso
¼ szkl. oliwy z oliwek
sok z połowy limonki
kolorowy pieprz
tarty parmezan do posypania – ilość według upodobań
Szparagi blanszujemy, aby pozostały chrupiące i sprężyste, a następnie kroimy je na kawałki. Papryki  i pomidory kroimy w kostkę. Cebulę siekamy w kosteczkę. Oliwki kroimy na plasterki. Z pesto, oliwy, soku z limonki robimy sos, miksując wszystkie składniki. Szparagi, pomidory, papryki, cebulę, oliwki i kapary wrzucamy do miski i mieszamy, posypujemy świeżo mielonym pieprzem.


Polewamy sosem i posypujemy tartym parmezanem.

  

czwartek, 3 maja 2012

W oparach dymu…

Grillowanie na patelni grillowej zakończone przynajmniej na kilka miesięcy! Piszę to z ogromną satysfakcją. Dlaczego? Co prawda mięso da się grillować na niej i smakuje nieźle, jednak to nie to samo, co świeże powietrze i dymny aromat. Do tego dochodzi również problem zapryskanego tłuszczem i szczątkami marynaty piec, który jak najszybciej staram się doprowadzić do porządku. Na tyle uwielbiam grillowane dania, że regularnie opracowuję nowe receptury, aby móc spróbować rozmaitych połączeń. O tym, że nie jestem zwolenniczką połączenia owoców z mięsem już wspominałam, ale są takie, które rewelacyjnie komponują się w marynacie i dosmaczają mięso. Tak jest właśnie z cytryną i limonką. Jakiś czas temu zakupiłam słodki chutney z limonki. Sugestia producenta była taka, aby zastosować go jako dodatek do serów, mięs i wędlin lub też w połączeniu z jogurtem albo majonezem w formie sosu. Jeszcze inną propozycją było połączenie go z warzywami lub wykorzystanie jako składnik dipów. Wszystko ciekawe, ale mamy teraz sezon grillowania, tak więc wymyśliłam sobie marynatę właśnie z tym słodkim chutneyem limonkowym do polędwicy, która mimo że trudna w obróbce, bo łatwa do przesuszenia, świetnie moim zdaniem smakuje po grillowaniu. Dołączyłam jeszcze trochę pikantnych elementów i zadziałałam. Co wyszło? ZobaczcieJ
Grillowana polędwica wieprzowa w słodko-pikantnej marynacie


1,5 polędwicy (podaję w sztukach)
3 czubate łyżeczki chutneya z limonki
¼ szklanki oliwy z pestek winogron
3 ząbki czosnku
0,5 – 1 łyżeczki płatków chili (w zależności jaki stopień pikantności chcemy osiągnąć)
spora szczypta czarnego pieprzu organic Tellicherry (wynik szaleństwa zakupowego – bo cena odjazdowa, ale naprawdę warto go kupić)


Polędwicę dzielimy na 3 kawałki. Czosnek siekamy na cienkie plasterki. Łączymy składniki marynaty, czyli chutney, oliwę, czosnek, płatki chili i świeżo tłuczony w moździerzu pieprz. Nie dodałam soli, bo aromaty przypraw są bardzo silne i nie ma potrzeby jej dodawać. Dokładnie obtaczamy mięso w marynacie, przykrywamy folią spożywcza i zostawiamy na noc w lodówce.


Następnego dnia grillujemy po 5 minut z każdej strony, tak by na wierzchu mięso ładnie się opiekło, a w środku zostało soczyste i minimalnie krwiste.


środa, 2 maja 2012

Suszone pomidorki i już…

Do sezonu na świeże, prawdzie, ogrodowe pomidory niestety jeszcze daleko. Teraz z satysfakcją obserwuję rosnące sadzonki rozmaitych odmian, które czekają na wysadzenie do ogrodu. Cieszy mnie ta różnorodność – od pomidorów koktailowych, czereśniowych, przez malinowe, żółte w kształcie gruszek, żółte gronowe, do San Morzano przeznaczonych do suszenia i nadających się świetnie do przyrządzania sosów. Smak takich warzyw jest nie do przecenienia. Sam zapach roślin wręcz odurzający. A teraz? Te, które kupuję wyglądają jak pomidor daleko im jednak do prawdziwego smaku. Wolę więc podpierać się suszonymi. Są bardzo aromatyczne i świetnie nadają się do kanapek


 czy farszów do mięs. Najlepsze jednak są proste rozwiązania, tak więc świeże pieczywo łączę po prostu właśnie z drobno krojonymi pomidorkami i oliwą, w której są zamarynowane. Taki maczany chlebek w oliwie smakuje wyśmienicie.


Kiedy więc natrafiłam w kwietniowej Kuchni na przepis na paluchy pomidorowe, nie wahałam się ani chwili. Mam teraz dużo wolnego czasu, dlatego kuszą mnie takie receptury, na które nie zdecydowałabym się tak szybko, chodząc do pracy.


Paluchy pomidorowe


1 słoik suszonych pomidorów w oliwie (360g)
90dag mąki pszennej
20dag zakwasu pszennego lub żytniego (ja wybrałam żytni)
500ml wody
50ml oliwy z pomidorków
2dag soli
2dag świeżych drożdży
mąka żytnia i mąka kukurydziana do posypania
Mieszamy wszystkie składniki ciasta (oprócz mąki żytniej i kukurydzianej), dodajemy posiekane pomidorki i oliwę. Zagniatamy ciasto (można wyrobić robotem 5 minut). Przykrywamy, odstawiamy do wyrośnięcia – trwa to około 2 godzin. Po tym czasie zagniatamy ciasto. Dzielimy je na trzy części i każdą z nich jeszcze na trzy. Formujemy wałki, rozciągamy na paski długości blachy i skręcamy ze sobą po trzy (tak jest w oryginale – ja zrobiłam warkocze takie jak przy chałce). Układamy paluchy na blasze i posypujemy cienką warstwą mąką żytnią i kukurydzianą. Czekamy 20-30 minut, aby jeszcze raz wyrosły.


Pieczemy 30 minut w piecu nagrzanym do 230 stopni (wnętrze piekarnika spryskujemy wodą lub stawiamy na dole naczynie z wodą, aby w trakcie pieczenia uwalniała się para).