Tak jako obiecałam – zajmę się
dzisiaj kwestią wyżywienia grup. Niedawny pobyt z dziećmi na 3 – dniowej wycieczce
był negatywną rewolucją żywieniową w stosunku do tego, co jadam na co dzień.
Zacznę od tego, że już w momencie robienia zakupów staram się wybierać dobrej
jakości produkty, czytam listy składników – co powoduje, że trwa to trochę
czasu, wcześniej jeszcze planuję co będę w najbliższych dniach gotować.
Jednocześnie prowadzę ogród, bo to pozwala jeść mi naprawdę ekologiczne warzywa
i zioła. A wiadomo składniki decydują o efekcie końcowym. Stąd też mogę
powiedzieć, że zdrowo odżywiam się. Co jednak kiedy zmuszona jestem jeść poza
domem? I nie chodzi tu o restauracje, a o stołówki. Powiem szczerze, że
przeżyłam szok i wcale nie dziwiłam się, że moi uczniowie nie bardzo chcieli
jeść. Pierwszego dnia nie było tragicznie – drugie danie to ziemniaki, kotlet i
surówka – całkiem nieźle pod względem smakowym, ciepłe i widać, że krótko przed
naszym przyjazdem danie przyrządzano. Jednak zupa… - masakra – i to słowo
naprawdę oddaje smak. Zupa śmierdziała sztucznymi dodatkami najpewniej proszkowymi,
a smaku po prostu nie było – no tyle, że temperatura była w porządku. Jakoś zjedliśmy.
Drugiego dnia jedliśmy w innym miejscu i tu dopiero zaczęła się tragedia. Po
pierwsze zupa – na pierwszy rzut oka nie wiedzieliśmy co to jest. Okazało się,
że miała to być zupa pieczarkowa – ale pływało w niej coś ni to rozgotowane, ni
to zmiksowane – pewnie szczątki pieczarek. To jednak nie koniec – były tam
również jakieś kluski i naprawdę nie byłam w stanie zdiagnozować czy był to
rozciapciany makaron czy coś na kształt klusek kładzionych. Tak więc nie
pojedliśmy. Może chociaż drugie danie było dobre? Nic z tych rzeczy. Dostaliśmy
zimne ziemniaki w dodatku byle jak obrane i zimną, opitą tłuszczem rybę w tonie
panierki. Dzieci określiły ją mianem gumowej (sama bym lepiej tego nie ujęła) i
oczywiście nie zjadły. Wcale się im nie dziwiłam. Niedojedzeni jakoś dotrwaliśmy
do kolejnego dnia. I znowu obiad, który był raczej słaby. Zupa warzywna może i
nie najgorsza, ale drugie danie znowu okazało się klęską. Zimne otłuszczone
frytki, wysuszona pierś kurczaka i tu muszę przyznać smaczna kapusta. Po takich
doświadczeniach obiadowych w stu procentach popieram
Grzegorza
Łapanowskiego,
który wzorem Jamiego Olivera, zabrał się za szkolne stołówki i realizuje
projekt Szkoła na widelcu. Szczęście, że
śniadania nie były najgorsze. Powiem, że takie standardowe – pieczywo, masło,
ser, szynka, pomidory, ogórki lub do wyboru płatki i mleko. I jakoś nie
głodowaliśmy. Zawsze sytuację ratuje, kieszonkowe, za które dzieci mogą sobie
kupić coś co lubią i jest smaczne. No, gorzej gdy kupują chipsy, chociaż w
jakimś stopniu staram się im je wyperswadować z głowy. W sumie pracuję nad tym,
by byli świadomi co jedzą, dlatego często rozmawiamy o jedzeniu. I powoli widzę
pozytywne skutki swoich działań. I dobrze. Ich ocena wycieczkowych obiadów w
pełni zgadzała się z moją, co świadczy, że dzieci mają naprawdę dobre wyczucie
smaku.
Po powrocie postanowiłam
sobie odbić negatywne wrażenie, dlatego wzięłam się za intensywne gotowanie i ani
przez myśl mi nie przeszło, żeby zjeść poza domem. Tym razem ugotowałam zupę. Mój
kolega Łukasz - winiarz – ekspert z Mine Wine określił ją jako rosyjską.
Dlaczego? Pod względem części składników przypomina trochę uchę. Jednak
chociażby obecność angielskiego sera cheddar decyduje, że jest nieco inna.
Wyczuwalny jest w niej delikatny smak łososia połączony z ostrym orzechowym
aromatem sera, dlatego nie dodaje się do niej zbyt wielu przypraw, a smakuje
wyśmienicie.
Chowder
z łososia
1 posiekana cebula
1 posiekany w pół plasterki por
2 ząbki czosnku posiekane w cienkie plasterki
5 ziemniaków pokrojonych w kostkę
3 marchewki pokrojone w kostkę
2l wody lub buliony warzywnego
świeżo mielony kolorowy pieprz
pęczek kopru
300g fileta z łososia pokrojony w grubą kostkę
200ml śmietany 30%
1 puszka kukurydzy
150g utartego sera cheddar
oliwa z oliwek
Do rozgrzanego garnka wlewamy
oliwę i przesmażamy cebulę, czosnek i por. Gdy warzywa podduszą się wrzucamy
kukurydzę, ziemniaki i marchew, wlewamy wodę lub bulion. Zagotowujemy,
zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy 20 minut. Po tym czasie Wlewamy
śmietanę i znowu zagotowujemy. Dorzucamy łososia i ser. Gotujemy i mieszamy
ostrożnie, żeby nie rozgniatać ryby. Na koniec doprawiamy solą, pieprzem i
koprem.
Łukasz – winiarz z Mine Wine poleca do zupy:
*wino ze
szczepu Sauvignon Blanc najlepiej w wydaniu klasycznym;
*trunek znad
Loary (Pouilly Fume lub Sancerre)
*lub z Nowej
Zelandii (Marlborough).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz