poniedziałek, 1 września 2014

Rewolucje kuchenne konieczne…



Moje lenistwo w końcu zostało ukarane. Zwykle w weekend gotuję, bo mam czas, bo mam zapał i chęci, bo lubię. Tym razem w niedzielę, umęczona nieco piątkiem i sobotą, podczas których, jak to mawia mój uczeń, ,,miałam gotowanie (a właściwie pieczenie) na maksa” nie dla siebie jednak,  postanowiłam zjeść, jak to się mawia, na mieście. Liczyłam na dobry obiad w jednej z wrzesińskich restauracji. I co? Tak jak określiłam w pierwszym zdaniu – surowo zostało ukarane moje lenistwo. Szkoda, że niewiele zostało lokali we Wrześni, w których można dobrze zjeść. Właściwie uważam, a właściwie teraz już jestem pewna, że została tylko jedna restauracja, do której udać sie warto – Winiarnia We We. I chyba diabeł mnie pokusił, że tam nie poszłam. Co właściwie się stało? Mc Donalds rozłożył niestety tradycyjne lokale, bo trudno konkurować z ceną zestawu – 9,50, powiększonego niecałe 18,00. Restauracje rządzą się  nieco innymi zasadami niż sieciówka z szybkim jedzeniem. Nie o tym jednak chciałam pisać. Wracam do tematu głównego, tak czy owak coś zostało i od tych miejsc jako klienci mamy prawo wymagać. I tu pojawia się problem. Wchodzimy do restauracji, a tam straszą sztuczne kwiaty i pompatyczny wystrój. Jakoś to przetrwałam. Co dalej? Otwieram kartę dań, którą podała mi kelnerka bez uśmiechu, raczej z pytającym wyrazem twarzy - ,,Po co tu przyszliście?”. To też wytrzymałam. Karta zawiera typowe dania kuchni polskiej: barszcz, rosół, kotlet schabowy, golonka, stek itp. Szału nie ma, inwencji twórczej wcale, nowatorstwa w ogóle. Wybór został dokonany: krem brokułowy, żurek. Dania główne – filet z kaczki, stek, pieczeń karkówki. Co ciekawe, kelnerka nie zapytała o stopień wysmażenia kaczki i steku, więc sama powiedziałam jaki preferujemy. O ile zupy, powiedzmy, dało się zjeść, choć żureczek ubogi, a brokułowa posypana tanim serem żółtym, o tyle dania główne niejadalne. Co było nie tak? Ano kucharz chyba stracił smak albo po prostu go nie ma. Sos pieczeniowy do karkówki bezsmakowy, kaczka czarna i sucha jak drewno, pyzy bez soli, stek wysmażony do granic możliwości. To nie koniec – mieszanka warzyw: ogórek, kapusta pekińska i co nieco papryki byle jak pokrojona, bez przypraw i dresingu, ale to jeszcze nie koniec. Gwoździem do trumny były tzw. pieczone ziemniaki, które okazały się być mrożonką odsmażoną w nieświeżej fryturze, śmierdziało to niemiłosiernie. Prawie wszystko więc zostało na talerzach. A wniosek nasunął się jeden – nigdy w życiu nikt mnie tam nie ujrzy i choćbym miała paść na twarz ugotuję sobie obiad sama w domu. Zniesmaczona strasznie zapragnęłam bogatych smaków, mnóstwa aromatów, dobrze przyrządzonego mięsa. Od kilku dni jakoś tak chłodno, więc dzisiaj w kuchni zapachniało orientalnym klimatem. Powstał tadżin z kurczaka. Co prawda nie dorobiłam się jeszcze oryginalnego naczynia do tadżinu, świetnie jednak nadał się tutaj garnek żeliwny. I choć danie nie do końca wpisuje się w kanony piękna, bo trudno jest pięknie podać dania jednogarnkowe, smakuje wyśmienicie.      

 

Tadżin z kurczaka




5 ćwiartek z kurczaka rozciętych na dwie części
3 duże marchewki pokrojone w słupki
3 małe cebule posiekane w pióra
6 dużych ząbków czosnku pokrojonych w grube plasterki
1 puszka ciecierzycy gotowanej na parze
250ml bulionu warzywnego
250ml soku pomidorowego (4 pomidory malinowe blendujemy na sok)




grubo posiekany pęczek natki pietruszki
2 łyżki posiekanych liści mięty
300g ugotowanej al dente żółtej fasolki szparagowej
1 kopiasta łyżeczka imbiru Appetita
1,5 łyżeczki słodkiej papryki Appetita
1 kopiasta łyżeczka kurkumy Appetita
0,5 łyżeczki zmoździerzowanych ziaren kolendry Appetita
0,5 łyżeczki zmoździerzowanego kminu rzymskiego
0,5 łyżeczki płatków chili
szczypta cynamonu Appetita




świeżo mielony czarny pieprz Appetita
sól
oliwa z oliwek
W naczyniu żeliwnym rozgrzewamy oliwę z oliwek. Wrzucamy cebulę i czosnek, chwilę przesmażamy. Dosypujemy imbir, kolendrę, kmin, paprykę, płatki chili, cynamon, kurkumę, mieszamy i znowu przesmażamy. Dodajemy mięso, przyprawiamy solą i pieprzem, wlewamy bulion, przykrywamy i dusimy 20 minut. Następnie dodajemy marchewkę i ciecierzycę, dusimy pod przykryciem kolejne 15 minut. Wlewamy sok pomidorowy i dusimy dalej 15 minut. Na koniec dodajemy fasolę, natkę i liście mięty i mieszamy. Zagotujemy i gotujemy chwile, ąby zredukować sos. Podajemy z pełnoziarnistym ryżem lub z pieczywem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz